CYPR -> LIBAN -> SYRIA -> LIBAN ->
CYPR
Podróż do tych
krajów to jedno z największych zaskoczeń podróżniczych jakich doświadczyłam.
Nie ukrywam do Libanu jechałam z informacjami zwrotnymi od znajomych „szału nie
ma”, „zawiodłam się”, „oczekiwałem czegoś innego”. Także nastawiłam się, żeby
niczego nie oczekiwać i na nic się nie nastawiać. I to byłą najlepsza decyzja
jaką mogłam podjąć.
Może tak jeśli oczekujecie
pięknych plaż i lazurowej wody, nieziemskich widoków to może być ciężko, ale w ramach
rekompensaty otrzymacie cudownych ludzi, przepyszne jedzenie, zaskakujące
miejsca i zarazem zapierające dech w piersi historie…,ale ta sama ziemia jest
historią sprzed tysięcy lat.
Nasza podróż
zaczęła się z Krakowa lotem na Cypr i stamtąd do Bejrutu- koszt ok. 500 zł. Spędziłyśmy noc w Pafos i
następnego dnia udałyśmy się do Libanu. A tak co ważne zanim pójdę dalej w tą
podróż wybrałyśmy się we dwie i czułyśmy się naprawdę bezpiecznie. Wiadomo
wszędzie trzeba zachować zdrowy rozsądek i na pewno nic złego się nie stanie 😊
Dla mnie prawdziwym
wyzwaniem była jazda samochodem na którą się zgodziłam jako kierowca. W Bejrucie
na lotnisku odebrałyśmy nasze w pełni ubezpieczone auto…możecie sobie tylko wyobrazić,
jak wygląda tam jazda. Koszt samochodu na 4 dni z pełnym dodatkowym ubezpieczeniem
500 zł. Z Bejrutu udałyśmy się na
północ Libanu do cudownego mieszkanka z Airbnb. Wyjazd był zaplanowany jako
budżetowy, więc ogólnie wszystkie noclegi wliczając Cypr wyniosły nas około 600 zł/os.
Po takim przeżyciu
jak wyjechanie z Bejrutu i dojechanie na miejsce jedyne o czym myślałyśmy to
piwko i chwila odpoczynku😊 kolejnego dnia wybrałyśmy się
do Batroun i Byblos. Zobaczycie tam przepiękne, urokliwe wybrzeże, piękne
kościoły, zgubicie się na starych soukach i skosztujecie cudownej kuchni.
Kolejny dzień i
kolejna przygoda a przy okazji miejsce, które odjęło mi mowę. Wybrałyśmy się na
Telefrique Harrisa (Jounieh) gdzie poza ślicznym kościołem i wizerunkiem Lady
of Lebanon zobaczycie po prostu piękny widok na miasto. Ale, nie to miejsce mnie
ścięło z nóg…kolejna destynacja jest warta każdej ceny, a kosztuje tylko 12 USD, są to Jaskinie Jeita (Jeita
Grotto Lebanon) – do pierwszej jaskini udajecie się krótką przejażdżką kolejką
linową, wchodzicie do górnej jaskini i tu niestety rozczarowanie, bo wszelkie telefony,
kamery, aparaty musicie zostawić w skrytce. Ja mogłam stamtąd nie wychodzić,
największe stalaktyty, stalagnaty, grzyby…ooo WOOOOW. Ale, oczywiście to nie
wszystko później jedziemy ciuchcią do dolnych jaskiń w których płyniecie łódką…i
tu już nie wiem co napisać- PRZEPIĘKNIE!!!!
Po
pięknej północy czas wracać do Bejrutu i przeżyć tam jazdę samochodem 😊 ale skoro to pisze to znaczy,
że poszło nieźle. Oddałyśmy samochód bez żadnego zarysowania, wszystkie formalności
załatwione bardzo szybko. My auto wypożyczałyśmy przez budget, nie było potrzebne
międzynarodowe prawo jazdy. Wypożyczenie samochodu w Libanie nie nastręcza tyle
problemów co w Europie 😊 podchodzą też z większym przymrużeniem
oka nawet jeśli coś zarysujecie.
No dobra fura odstawiona teraz trzeba wydostać
się z lotniska…Uber działa i owszem, ale nie możecie zamówić go na lotnisko,
możecie nim tam dojechać, ale w tą stronę trzeba wydostać się poza lotnisko i
wtedy wezwać Ubera. Skoro już jesteśmy przy praktycznych wskazówkach to, jeśli
chcecie jeździć samochodem jednak GPS się przydaje, więc warto zaopatrzyć się w
kartę SIM niestety na lotnisku kupicie tylko tą droższą sieć i nas 1 GB Internetu
kosztował UWAGA 45 USD!!!!
Dotarłyśmy
do centrum Bejrutu naszego kolejnego Airbnb 2 min spacerem od Hamry 😊 Zanim zarezerwujecie nocleg w
Bejrucie sprawdźcie jaka to dzielnica, ważne, żeby to nie były południowe i obrzeża,
bo tam nie jest niestety zbyt ciekawie.
Bejrut
dla mnie miasto na 1 dzień 😊 oczywiście zobaczycie piękne kamienice
przeplatające się z nowymi biurowcami i ostrzelanymi budynkami. W większości po
Bejrucie poruszałyśmy się pieszo- tak jednak zwiedza się najwięcej i najdokładniej.
Niestety pod największym i przepięknym Meczetem
trafiłyśmy jeszcze na obozowisko strajkujących…przygnębiający widok, gdzie
ludzie walcząc o lepsze jutro zarazem niszczą lepsze jutro innych, ale jak
wiemy każda nawet najmniejsza wojna pochłania ofiary
Zapytacie co warto jeszcze zobaczyć-
oczywiście ruiny Baalbek i Dolinę (Wadi) Kadisza, Las Bożych Cydrów. Niestety
na samo południe ciężko się obecnie dostać przez nastroje jakie tam panują plus
spadł śnieg- w końcu byłyśmy w grudniu, więc to normalne, ale są jednak to
pewne ograniczenia w komunikacji.
OK ale na koniec mamy jeszcze coś dla miłośników
sztuki, trzeba udać się do Tripolis gdzie zobaczycie cały koncept Oscara
Niemayera. Samo miasto w sobie jest już mocno europejskie i jego mieszkańcy też
tam się tak czują. Ja czułam się zmarznięta na kość, bo akurat pogoda nam nie
dopisała 😊
Nie ukrywam, że przebiegłam we wpisie przez Liban,
ale nie mogę się doczekać iść dalej do destynacji, o której nie przeczytacie, póki
co za dużo a jest warta polecenia <3
Ale dobrze najpierw podsumujmy Liban. Sumarycznie
jestem bardzo pozytywnie zaskoczona tym miejscem zwłaszcza ludźmi. Nie znajdziecie
tu osób, które będą Was naciągały, namawiały na zakup i nie chciały wypuścić ze
swojego sklepu wręcz przeciwnie traficie na cudowna gościnność, sympatycznych
ludzi, którzy chcą się czegoś dowiedzieć o Was i przekazać Wam ich historie. Zjecie
najlepsze arabskie jedzenie EVER…skosztujecie świeżych soków i niesamowitych
słodkości. Z mniej pozytywnych rzeczy o Libanie- nie jest to tania destynacja. Jeśli
chodzi o ceny są mniej więcej 20-30% wyższe niż w Polsce. Możecie być zmuszeni
do spacerów od bankomatu do bankomatu, bo nie będzie w nich pieniędzy – ale przypomnę
byłyśmy w okresie strajków, gdzie banki dopiero wracały do normalnego
funkcjonowania. Na drogach możecie zapomnieć o jakichkolwiek przepisach i ich
poszanowaniu, po prostu postarajcie się w nikogo nie wjechać i nie dać w jechać
w siebie 😊 Ogólnie uważam, że to wszystko
składa się na plus i na odbiór Libanu jakim szalonym, kolorowym i zaskakującym
miejscem jest.
SYRIA
W międzyczasie
naszego pobytu wyskoczyłyśmy do Syrii, do Damaszku. Tak, wiem brzmi to strasznie,
zwłaszcza że jesteśmy miesiąc po tym jak Turcja zaatakowała północ Syrii, a
wiecie, że jest zupełnie przeciwnie? Jest to miejsce, w którym się zakochałam,
w ludziach, jedzeniu, historii, miejscach, emocjach i tym co ci ludzie przeżywają
na co dzień.
Żeby było jasne nie
można z dnia na dzień zdecydować, że jedzie się do Syrii i to się udaje 😊 absolutnie nie! Trzeba
wszystko dokładnie zaplanować i przygotować wcześniej. Ruch dla turystów od
mniej więcej 2 lat jest dopiero wznowiony, więc byłyśmy jednymi z pierwszych,
które miały możliwość odwiedzić to magiczne, tajemnicze miejsce.
Oczywiście na wjeździe
trzeba zakupić wizę dla Europejczyków kosztuje ona 70 USD, ale żeby w ogóle tam
się dostać najlepiej jest się zgłosić do „agencji”, która zajmuje się
załatwieniem security clearance, zaproszenia wjazdu a także przewodnika, który
jest z nami na miejscu. Niestety nie można a raczej nie powinno się podróżować
samemu po Syrii. Koszt to około 200 USD za dzień. My skorzystałyśmy z „biura”
MARROTA. Jeśli ktoś będzie potrzebował
więcej informacji – podam namiary.
Z Bejrutu odebrał
nas kierowca, który zabrał nas do granicy z Syrią i tam pomógł ze wszystkimi
formalnościami, muszę przyznać, że bez Aasera byłoby ciężko. Uzbrójcie się w
cierpliwość około 2 godz. Na pewno spędzicie, żeby przekroczyć granice i liczne
kontrole po drodze. Pieniądze możecie wymienić na granicy, w Syrii USD są
nielegalne, także uważajcie. Po przeprawie przez granice opłaceniu wizy
wjazdowej, przepytance przez celników udaliśmy się w dalszą drogę do Damaszku.
Już widok mijanych gór był pięknym widokiem. Kiedy wjechaliśmy do Damaszku
odebrała nas Mary nasza przewodniczka. Zwiedzanie zaczęliśmy od Muzeum
Narodowego, Souk Al-Hamidiye, The Umayyad Mosque, El-Azem Palace Saint Ananian
Church, oczywiście Hidden Palace gdzie możecie podziwiać Damaszek z góry a
także czas na shopping. Możecie ten plan oczywiście modyfikować, ale my uważamy,
że był naprawdę optymalny. Podczas tak intensywnego dnia macie czas na lunch,
który zapewnia też Marrota. My do planu wplotłyśmy najbardziej znane,
najstarsze lody pistacjowe w Damaszku 😊
Nie będę opisywać
tych miejsc, nawet zdjęcia i filmy nie są w stanie oddać tego piękna. Dla mnie
nawet nie o to chodziło w krótkiej, ale treściwej wizycie w Syrii. Jestem
zakochana absolutnie w LUDZIACH!!! Tak miłych, otwartych, dobrych ludzi na
swojej drodze dawno nie spotkałam. Jednak to stara prawda, że czym mają mniej tym
więcej chcą dać. Poza tym czułam się tam naprawdę bezpiecznie, a spacerowałyśmy
późnym wieczorem nieoświetlonymi uliczkami. Kiedy zapytałam naszą przewodniczkę
była zdziwiona skąd takie pytanie przyszło mi do głowy 😊 i naprawdę każdy napotkany człowiek był życzliwy i wdzięczny, że tam
się pojawiłyśmy. Syryjczycy wiedzą jak są przedstawiani w mediach i mają też świadomość,
żeby zmienić opinie ludzi więcej osób musi zacząć odwiedzać Syrię 😊 Dlatego wszystkim szczerze
polecam ten kraj, spotkać tych ludzi i spróbować ich smakołyków cudownych
słodyczy, pysznych lodów i niesamowitego jedzenia <3
CYPR
Ostatnie chwile
naszej wyprawy spędziłyśmy na Cyprze w Pafos wspominając czas spędzony w Syrii
i Libanie 😊 była to moja druga wizyta na
Cyprze. Było jak zawsze przyjemnie. To idealne miejsce na wypad dla rodzin z
dziećmi, osób, które boją się wyjechać dalej bez znajomości języka…ale to nie
czas i miejsce po tak magicznych, antycznych krajach…podrzucam kilka fotek
Jeśli będziecie
mieć jakiekolwiek pytania o Syrię czy Liban piszcie śmiało w komentarzach, czy FB/IG
chętnie odpowiem. Nie jestem w stanie tutaj wyrazić tego co czuję po wizycie
tam i jak już tęsknie żeby wrócić 😊
ENJOY !!!
Komentarze
Prześlij komentarz